Nieraz już bywali w Montichiari studenci teologii, przechodzący kryzys powołania. Wielu z nich nosiło się z zamiarem zrezygnowania z powołania kapłańskiego z powodu bieżących stosunków w Kościele. U Róży Duchownej w Montichiari znajdowali na nowo odwagę i siłę do wytrwania w tym zaszczytnym powołaniu. Niektórzy stali się już kapłanami i dalej ufają pomocy Matki Bożej, która wybawiła ich tak cudownie z wielkich duchowych rozterek i obdarzyła ich znowu wielką radością powołania.
Pewien młody kapłan, wyświęcony dopiero rok wcześniej, utracił nagle pierwotną gorliwość, wpadając w sidła złych kobiet. Obciążony ciężkimi grzechami doszedł do wniosku, że musi zrezygnować z kapłaństwa. Pierina przemawiała do niego jak matka i prosiła, by nie rozpaczał. Modliła się wraz z nim długo przed statuą Róży Mistycznej do Matki miłosierdzia i Ucieczki grzeszników. Wtedy ten biedny, młody kapłan otrzymał łaskę i siłę do nawrócenia. Po dobrej spowiedzi św. została złamana moc zła i kapłan ten odnalazł znowu radość i wierność powołania.
Pewien zakonnik mający około 30 lat i od 6. lat będący kapłanem, popadł w ciężki zatarg ze swoimi przełożonymi i z rozgoryczeniem i gniewem opuścił zakon. Przez dwa lata nie odprawiał Mszy św., ale zapewnił sobie dobry byt materialny. Jednak nie znajdował spokoju. Zrozpaczony przyjechał do Pieriny i tam dopiero znalazł siłę, by się wypowiedzieć. Wreszcie zmęczony zaczął płakać. Pierina pocieszała go mówiąc: „Jest ojciec kapłanem samego Boga i pozostanie nim na wieki. Proszę więc zaufać miłosierdziu Bożemu i Matce miłosierdzia”. Wtedy kapłan ten zawołał z rozpaczą: „O, cóż ja uczyniłem!”. Pierina ujęła zrozpaczonego za rękę i zaprowadziła przed statuę Róży Mistycznej w swoim oratorium. Tam modlili się długo razem. Ksiądz postanowił, że wkrótce odbędzie szczerą spowiedź. Pierina poprosiła go na pożegnanie o błogosławieństwo kapłańskie, którego udzielił jej wśród łez, pełen wdzięczności. Po trzech miesiącach powrócił do swojego zakonu, pokonawszy wiele trudności. Obecnie wzbudza podziw swoją wielką pokorą i gorliwością w pokucie.
Świadectwo nawrócenia profesora
Profesor A.L.P. nawrócił się przy Róży Mistycznej w Fontanelle 27 sierpnia 1970 roku. W wykładzie dla studentów wyjawił on później publicznie i obszernie historię swojego nagłego nawrócenia. Oto tylko niektóre ważniejsze fragmenty wypowiedzi profesora:
„Przyrzekłem przedstawić wam historię mojego nawrócenia. Nie zamierzam jednak ani wpływać tu na nikogo, ani wywoływać sensacji. Bóg ustawicznie szuka dusz ludzkich, które chce ratować, a nade wszystko te, które najbardziej oddaliły się od Jego kochającego Serca, które uciekają przed Bogiem, przed Jego światłem, ponieważ w tym świetle poznałyby wszystkie swoje grzechy. Nie wiem, przez ile lat wypierałem się Boga, przeklinałem Go i plułem Mu w twarz. Rzucałem na Pana kamieniami, biczowałem Go moimi grzechami, moim złym życiem i wkładałem cierniową koronę na Jego głowę. Ciągle od nowa pozwalałem na to, by Pan doznawał przeze mnie straszliwej męki. Jakże często przybijałem Go do krzyża! Byłem wielkim grzesznikiem. Pogrążony byłem w najgłębszych ciemnościach i unosiłem się nad wieczystą przepaścią, w którą byłbym z pewnością runął, gdyby mnie miłosierne ramię Boże nie cofnęło.
Przy tym miałem dobrą, kochaną żonę. Nie wyobrażacie sobie, jak bardzo cierpiała ona wskutek doznawanych ode mnie upokorzeń. To ona była ofiarą mojego grzesznego okrucieństwa. Tylko sam Bóg i Matka Boża wiedzą, jak bardzo cierpiała z mego powodu. Lecz ona chciała mnie uratować. (…)
27 sierpnia 1970 r. pojechałem z nią do małej miejscowości pielgrzymkowej, gdzie Matka Boża rzekomo miała się objawiać, a mianowicie do Fontanelle koło Montichiari. Do kaplicy wszedłem pełen pogardy, szyderstwa i arogancji. Ze zdumieniem zobaczyłem nagle przed sobą statuę Matki Bożej, wysoką prawie na 2 metry, ubraną na biało. Nagle stanąłem jak wryty. Mówię wam szczerze, że nigdy jeszcze nie widziałem tak pięknej i dużej figury Matki Bożej. Byłem momentalnie wstrząśnięty do głębi i porwany łagodnym spojrzeniem Matki Bożej. Oczy łagodne i niewypowiedzianie smutne zdawały się nie tylko patrzeć, ale i przemawiać. Było to dwoje oczu tak żywych, tak pełnych miłości i czułości, tak ogromnie proszących. Czułem, że z nich wsącza się w moje serce coś niewypowiedzianie przejmującego. Coś całkowicie nowego wstąpiło do mojej duszy. Pomyślałem, że żaden artysta nie byłby w stanie stworzyć takiego dzieła, gdyby nie kierowała nim ręka Boża.
Oczy Madonny były pełne życia i stale na mnie patrzyły. Chciałem uciec przed tym wzrokiem, gdyż poczułem się niegodny. Nagle zauważyłem, że moje kolana słabną. Nie wiem, jak to się stało, ale w pewnej chwili upadłem na kolana na progu kaplicy i oparłem się lewym ramieniem o drzwi. Cała moja pewność siebie, moja pycha i zarozumiałość zostały przełamane i zapłakałem wewnętrznie gorzkimi łzami.
Czułem, że dokonało się we mnie coś nadzwyczajnego, coś czego nie mogłem pojąć ani zrozumieć. Zrazu była to straszliwa walka, by oprzeć się wołaniu Boga i tak wyraźnie ofiarowanej macierzyńskiej miłości Róży Duchownej. Jednak w tym wewnętrznym zmaganiu nie byłem w stanie po prostu uciec przed cudownym wzrokiem Matki Boga. Te oczy, które przedtem były pełne miłości, czułości i łagodności, tak pełne światła i pokoju, ujrzałem nagle pełne smutku i niewypowiedzianego bólu. Dwie duże łzy spłynęły z tych oczu i zrosiły bolesne oblicze Matki Bożej. Nie umiem opisać tego, co czułem w tamtej chwili: mogę jedynie powiedzieć, że w okamgnieniu ujrzałem całe moje przeszłe życie, całą moją ponurą i haniebną przeszłość. Opanował mnie niewypowiedziany wstyd a potem żal z tego powodu. Ujrzałem wszystkie moje grzechy, wypełniające całe moje dotychczasowe życie. Mówię wam szczerze, że nigdy w życiu nie byłem tak wstrząśnięty, ale czułem równocześnie, że moje winy zostały mi wybaczone. Czułem napływ łaski i miłości Bożej, nieopisaną radość i niewypowiedziany spokój – prawdziwie nowe życie. Zostałem jakby zanurzony w macierzyńskiej miłości Róży Duchownej.
Jako nowy człowiek opuściłem kaplicę. Mojej żonie nie powiedziałem nic o tym wszystkim. Dni, które nastały po tym, były nieopisanym odnajdywaniem na nowo Boga, a zwłaszcza Jego nieskończonego miłosierdzia i miłości. Przystąpiłem do sakramentu pokuty, który wzmógł jeszcze moje wewnętrzne szczęście. Moja kochana, dobra żona zauważyła wkrótce moją całkowitą wewnętrzną przemianę. Już kilkakrotnie odwiedziłem z nią od tego czasu Różę Mistyczną, by wspólnie z nią wciąż od nowa z całego serca dziękować i dziękować.”
A.L.P.
Strona korzysta z ciasteczek do celów statystycznych oraz w skrzynce intencji